Problemy licencyjne reaktora MARIA. Zły sygnał dla polskiej energetyki jądrowej.  

Bezpieczeństwo obiektów jądrowych w Polsce – w tym badawczego reaktora MARIA w Otwocku-Świerku – jest ściśle uregulowane przez prawo krajowe oraz standardy międzynarodowe. Ustawa Prawo atomowe wraz z aktami wykonawczymi określa m.in. obowiązek wyznaczania specjalnych stref planowania awaryjnego wokół reaktorów jądrowych. Nowelizacje polskich przepisów w latach 2019–2021 wdrożyły do prawa krajowego zalecenia Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA, ang. IAEA) i wymogi unijne w zakresie gotowości na wypadek zdarzeń radiacyjnych. Przepisy te zobowiązują operatora reaktora do przygotowania planów awaryjnych i ustanowienia stref bezpieczeństwa radiacyjnego – obszarów wokół instalacji, dla których z góry planuje się działania ochronne na wypadek poważnej awarii.

Regulacje prawne dot. stref bezpieczeństwa wokół reaktora jądrowego MARIA

Kluczowe regulacje krajowe to przede wszystkim Prawo atomowe (ustawa z 29 listopada 2000 r.), a także wydane na jego podstawie rozporządzenia Rady Ministrów. Dwa istotne akty wykonawcze to:

  • Rozporządzenie RM z 30 listopada 2020 r. – w sprawie rodzajów działań interwencyjnych wprowadzanych w strefie zewnętrznej oraz wartości operacyjnych poziomów interwencyjnych stanowiących podstawę do wprowadzenia w strefie zewnętrznej tych działań. Określa ono, jakie środki ochronne (np. schronienie się ludności, dystrybucja tabletek jodku potasu, ewakuacja) należy przewidzieć i przy jakich poziomach zagrożenia je wdrażać.
  • Rozporządzenie RM z 25 maja 2021 r. – w sprawie planów postępowania awaryjnego w przypadku zdarzeń radiacyjnych. Ten akt określa sposób wyznaczania stref planowania awaryjnego wokół obiektów jądrowych oraz wymagania co do zawartości planów awaryjnych. Na mocy tego rozporządzenia Narodowe Centrum Badań Jądrowych (operator reaktora MARIA) musi wyznaczyć dla reaktora odpowiednie strefy i opracować dla nich szczegółowe procedury działania na wypadek awarii.

Przepisy polskie są spójne ze standardami MAEA w zakresie planowania na wypadek awarii jądrowych. Międzynarodowe wytyczne (IAEA Safety Standards Series, np. GSR Part 7) definiują cztery rodzaje obszarów planistycznych wokół elektrowni/reaktorów:

  • PAZ (Precautionary Action Zone) – strefa działań zapobiegawczych, najbliższa obiektowi, w której zawczasu przygotowuje się natychmiastowe działania ochronne zanim dojdzie do uwolnienia skażenia.
  • UPZ (Urgent Protective Action Planning Zone) – strefa planowania natychmiastowych działań interwencyjnych. Obejmuje teren, na którym planuje się szybkie działania ochronne (jak schronienie czy ewakuacja) możliwe do wdrożenia tuż przed lub tuż po uwolnieniu radioaktywnym, aby zminimalizować skutki zdrowotne.
  • EPD (Extended Planning Distance) – dystans rozszerzonego planowania. Jest to obszar sięgający dalej od instalacji (poza UPZ), w którym należy zaplanować działania interwencyjne o szerszym horyzoncie czasowym. Obejmuje monitoring sytuacji radiacyjnej i przygotowanie do wdrożenia środków ochrony w ciągu kilkunastu godzin do kilku dni od zdarzenia, aby ograniczyć ryzyko efektów stochastycznych (nowotworów).
  • ICPD (Ingestion and Commodities Planning Distance) – dystans planowania spożycia i kontroli towarów. Jest to największy obszar planistyczny, wybiegający poza EPD, w którym planuje się działania chroniące ludność przed skażeniem pośrednim. Obejmuje kontrolę i ewentualne wycofanie żywności, wody oraz innych produktów z terenów dotkniętych opadem promieniotwórczym, aby zapobiec narażeniu poprzez spożycie skażonych artykułów.

W przypadku reaktora MARIA (o mocy cieplnej ok. 30 MW_t), zalecane przez MAEA typowe zasięgi stref awaryjnych są znacząco mniejsze niż dla dużych elektrowni jądrowych. Dla reaktorów o mocy 10–100 MW_th standardy sugerują: brak konieczności wyznaczania PAZ, promień strefy UPZ rzędu 0,5 do 5 km, dystans EPD około 2 do 25 km, a ICPD około 5 do 50 km. Te wartości pokazują skalę ostrożności: nawet dla stosunkowo niewielkiego reaktora badawczego zaleca się rozważenie wpływu potencjalnej awarii w odległości kilkudziesięciu kilometrów.

50 lat temu - reaktor MARIA | NCBJ

Strefy planowania awaryjnego wokół reaktora MARIA w praktyce

Zgodnie z powyższymi przepisami, wokół reaktora MARIA formalnie wyznaczono trzy strefy planowania awaryjnego:

  • Strefa planowania natychmiastowych działań interwencyjnych (tzw. strefa zewnętrzna) – najbliższy obszar otaczający instytut, gdzie w razie poważnej awarii przewiduje się bezzwłoczne działania ochronne (np. natychmiastowe powiadomienie i schronienie ludności, dystrybucję tabletek jodowych, ewakuację z najbliższego otoczenia).
  • Dystans rozszerzonego planowania – kolejny, szerszy pierścień, na terenie którego planuje się dodatkowe działania interwencyjne, wdrażane z pewnym opóźnieniem w zależności od rozwoju sytuacji (np. ewakuacja lub czasowe przesiedlenie ludności w ciągu doby od zdarzenia, w razie utrzymywania się podwyższonych poziomów promieniowania).
  • Dystans planowania spożycia i kontroli towarów – najrozleglejszy obszar, w którym przygotowuje się procedury monitorowania i ochrony przed skażeniem żywności, wody pitnej oraz paszy. W praktyce oznacza to gotowość do wprowadzenia zakazu spożycia produktów rolnych, mleka czy wody pochodzących z tego obszaru oraz ich kontroli pod kątem skażenia promieniotwórczego.

Granice tych stref wyznacza się na podstawie analiz możliwych awarii reaktora i symulacji rozprzestrzeniania się substancji promieniotwórczych. W przypadku MARII ustalenie odpowiednich promieni stref okazało się jednak trudne i stało się źródłem konfliktu między operatorem a dozorem jądrowym. Państwowa Agencja Atomistyki (PAA) – organ dozoru – zinterpretowała przepisy bardzo rygorystycznie, domagając się wyznaczenia stref o promieniu ponad 20 km od reaktora. Taki zasięg oznaczałby, że strefy awaryjne objęłyby nie tylko cały powiat otwocki, ale sięgnęłyby aż do granic Warszawy. Rzeczywiście, promień ~24 km od Świerka obejmuje południowo-wschodnie dzielnice Warszawy (Wawer, Pragę-Południe, a nawet Ursynów) zamieszkane łącznie przez setki tysięcy ludzi.

Zdaniem kierownictwa NCBJ tak szerokie strefy są nieadekwatne do rzeczywistego zagrożenia ze strony niewielkiego reaktora badawczego. Były dyrektor NCBJ, prof. Krzysztof Kurek, publicznie określił takie wymagania jako “absurd”, wskazując na ich niewspółmierność i potencjalnie paraliżujące skutki organizacyjne oraz finansowe. Kurek argumentował, że według dotychczasowej wiedzy reaktor MARIA jest bezpieczny dla otoczenia – w jego opinii “strefa bezpieczeństwa kończy się na płocie instytucji” (tj. nie ma realnego zagrożenia poza terenem ośrodka).

Z drugiej strony PAA stoi na stanowisku, że prawo nie pozostawia tu dowolności. Przedstawiciele dozoru podkreślali, iż wymagania dotyczące stref planowania awaryjnego nie są nowością – zmiany tych przepisów były konsultowane z NCBJ już kilka lat wcześniej (w pracach nad rozporządzeniem uczestniczyli eksperci Instytutu). Od 2019 r. Prawo atomowe jednoznacznie obliguje operatora do wyznaczenia takich stref, a szczegółowe wytyczne obowiązują co najmniej od 2021 r.. Zdaniem PAA, NCBJ miał więc wiele lat na przygotowanie się do nowych regulacji. Fakt, że dopiero tuż przed wygaśnięciem starej licencji reaktora pojawił się spór o wielkość stref, świadczy – zdaniem dozoru – o zaniedbaniach po stronie instytutu.

Spór koncentruje się zatem na pytaniu: jak duże powinny być strefy awaryjne dla reaktora MARIA? PAA, kierując się zasadą ostrożności, obstaje przy promieniu rzędu 20–25 km dla rozszerzonego planowania (EPD), podczas gdy NCBJ uważa takie wymagania za przesadne. Konsekwencją przyjęcia większych stref są bowiem dużo poważniejsze obowiązki – m.in. konieczność objęcia planami awaryjnymi bardzo licznej populacji, co przekłada się na wysokie koszty i trudności logistyczne (o czym więcej poniżej).

Model LNT i założenia oceny ryzyka promieniowania

Przy ustalaniu granic stref bezpieczeństwa kluczową rolę odgrywają modele oceny ryzyka radiacyjnego. Obowiązujący obecnie paradygmat ochrony radiologicznej opiera się na tzw. modelu LNT (Linear No-Threshold), czyli hipotezie liniowej bezprogowej. Model LNT zakłada, że nawet najmniejsza dawka promieniowania jonizującego może wywołać negatywny efekt zdrowotny – prawdopodobieństwo wystąpienia np. nowotworu złośliwego rośnie liniowo wraz ze wzrostem dawki, i co ważne, rośnie już od dawki zero, bez żadnego progu bezpieczeństwa. Innymi słowy, LNT nie dopuszcza istnienia dawki tak niskiej, by była całkowicie bezpieczna – każda ekspozycja ponad naturalne tło niesie ze sobą pewne (choćby minimalne) dodatkowe ryzyko zachorowania na raka.

Model LNT został przyjęty przez Międzynarodową Komisję Ochrony Radiologicznej (ICRP) już w latach 50. XX wieku i do dziś stanowi podstawę regulacji prawnych w dziedzinie ochrony radiacyjnej. W praktyce oznacza to zasadę ALARA (As Low As Reasonably Achievable) – dążenie do utrzymywania dawek promieniowania tak nisko, jak to rozsądnie możliwe. Przy licencjonowaniu obiektów jądrowych konsekwencją stosowania LNT jest bardzo konserwatywne podejście do planowania awaryjnego: zakłada się scenariusze “najgorszego przypadku” i uwzględnia nawet odległe skutki małych dawek, aby chronić ludność przed każdym potencjalnym zagrożeniem zdrowia.

W kontekście stref awaryjnych oznacza to, że ich zasięg wyznacza się tak, by nawet na najdalszym ich krańcu dawka możliwa do otrzymania w razie poważnej awarii nie przekraczała przyjętych poziomów interwencyjnych (typowo kilka-kilkanaście mSv) – bowiem zgodnie z LNT nawet dawki rzędu pojedynczych mili-Siwertów mogą statystycznie przekładać się na wzrost ryzyka nowotworów. Na przykład MAEA przyjmuje, że ryzyko względne śmierci z powodu raka rośnie o ok. 5% na każdy 1 Sv otrzymanej dawki (co wynika z ekstrapolacji danych o ocalałych z bombardowań Hiroszimy i Nagasaki). Choć 1 Sv to duża dawka, model LNT liniowo zmniejsza skalę efektu do poziomów wielokrotnie niższych – w myśl tej hipotezy np. dawka 10 mSv daje 0,05% wzrostu ryzyka zachorowania na raka, a 1 mSv – 0,005% itd.** Zaakceptowanie takiego liniowego modelu skutkuje bardzo restrykcyjnymi kryteriami bezpieczeństwa: skoro nie ma dawki “zerowego ryzyka”, należy planować ochronę nawet przed bardzo małymi dawkami.

W przypadku reaktora MARIA właśnie zastosowanie LNT leży u podstaw wyliczeń rozległych stref planistycznych. Dozymetryczne analizy najgorszych awarii (np. hipotetyczne uwolnienie znacznej części radionuklidów z rdzenia do atmosfery) wykazały, że w niekorzystnych warunkach pogodowych śladowe zwiększenie poziomu promieniowania mogłoby dotrzeć na odległość kilkudziesięciu kilometrów od Świerka. Według paradygmatu LNT nawet “śladowe” dawki przekładają się na pewne ryzyko, więc w myśl zasady ostrożności władze regulacyjne chcą mieć przygotowane plany działania także dla tak odległych obszarów.

Krytyka modelu LNT – głosy o zbytnej konserwatywności i hormeza radiacyjna

Model LNT, choć uznawany przez większość instytucji za bezpieczny punkt wyjścia, jest od lat przedmiotem krytyki ze strony części naukowców i publicystów. Argumentują oni, że hipoteza liniowa bezprogowa może przeceniać zagrożenia związane z niskimi dawkami promieniowania, prowadząc do nadmiernego strachu w społeczeństwie i do nieproporcjonalnych obostrzeń. W swojej głośnej książce “The Power to Save the World” amerykańska pisarka Gwyneth Cravens przedstawia szereg dowodów i przykładów wskazujących, że niewielkie dawki promieniowania nie muszą być tak groźne, jak sugeruje LNT. Cravens – niegdyś sceptyczna wobec energetyki jądrowej – opisuje m.in. przypadki miejsc o ekstremalnie wysokim naturalnym tle promieniowania, w których mieszkańcy nie odczuwają negatywnych skutków zdrowotnych.

Jednym z często przytaczanych przykładów jest region Ramsar w Iranie. Występują tam lokalne złoża rudy uranu i wody termalne powodujące, że promieniowanie naturalne jest rekordowo wysokie. W najbardziej “napromieniowanym” domu w Ramsar zmierzono dawkę efektywną sięgającą ~200 mSv rocznie, co jest ponad 80 razy więcej niż światowa średnia dawka naturalna. 

Rural Iran | TikTok

Zgodnie z LNT należałoby oczekiwać wyraźnie zwiększonej częstości nowotworów wśród mieszkańców tego domu. Tymczasem obserwacje lekarskie i wstępne badania cytogenetyczne nie potwierdziły występowania większej liczby zachorowań – co więcej, lokalni lekarze odnotowali brak szkodliwych efektów, a nawet sugerowali występowanie swoistej adaptacji organizmu do podwyższonego promieniowania. Choć dane te mają charakter wstępny (populacja jest mała, co utrudnia statystyczne wnioski), stanowią istotny sygnał, że relacja dawka-efekt może być bardziej złożona niż prostolinijna zależność LNT.

Output image

Hormeza radiacyjna to koncepcja, która próbuje wyjaśnić takie zjawiska. Termin ten oznacza hipotetyczny korzystny wpływ małych dawek promieniowania na organizmy żywe, polegający na uruchomieniu mechanizmów adaptacyjnych i obronnych. W efekcie niewielkie dawki mogłyby zmniejszać prawdopodobieństwo zachorowania na nowotwory oraz inne schorzenia genetyczne, pobudzając system naprawy DNA i stymulując procesy odpornościowe. Zwolennicy hormezy wskazują, że w wielu doświadczeniach laboratoryjnych zaobserwowano takie korzystne efekty – np. komórki napromienione niską dawką wykazywały mniejszą podatność na transformacje nowotworowe w porównaniu z nienapromienioną grupą kontrolną. Co więcej, analizowano populacje ludzi zamieszkałe w obszarach o podwyższonym naturalnym promieniowaniu (jak wspomniane okolice Ramsar czy niektóre regiony Brazylii, Chin oraz tereny skażone opadem po Czarnobylu) i nie stwierdzono u nich oczekiwanej przez LNT większej zachorowalności na raka – w niektórych przypadkach zaobserwowano wręcz niższą zapadalność w porównaniu do populacji z obszarów o normalnym tle. Przykładowo, w badaniach mieszkańców części Białorusi i Ukrainy, którzy otrzymali niewielkie dawki w wyniku czarnobylskiego opadu, odnotowano pewne wskaźniki zdrowotne sugerujące efekt radioadaptacji.

Krytycy LNT podkreślają, że ekstrapolacja danych wysokodawkowych na obszar dawek małych może być błędna – organizm ludzki dysponuje bowiem systemami ochrony (antyoksydanty, enzymy naprawcze DNA, mechanizmy immunologiczne), które przy niskim poziomie uszkodzeń mogą skutecznie zapobiec rozwojowi nowotworu. Powyżej pewnego progu te mechanizmy się wysycają lub zawodzą i dopiero wtedy krzywa skutków zdrowotnych wznosi się stromo w górę. Taką krzywoliniową, progową zależność sugerują niektóre dane doświadczalne. Z tego punktu widzenia model LNT jest zbyt pesymistyczny i może prowadzić do nadmiernych obaw (radiofobii). Przykładowo, Gwyneth Cravens wskazuje, że strach przed promieniowaniem oparty na LNT doprowadził do sytuacji, w których działania ochronne wyrządziły więcej szkód niż samo promieniowanie – np. masowe, chaotyczne ewakuacje po awariach jądrowych (Czarnobyl, Fukushima) przyczyniły się do zgonów i problemów zdrowotnych u ewakuowanych, choć dawki, na jakie mogli być narażeni pozostając w domach, prawdopodobnie nie spowodowałyby poważnych konsekwencji zdrowotnych.

Należy zaznaczyć, że podejście negujące LNT nie jest obecnie głównym nurtem naukowym – hipoteza hormezy wciąż pozostaje kontrowersyjna. Wielu ekspertów wskazuje na trudności metodologiczne w jednoznacznym udowodnieniu jej słuszności (statystyczne “wyłuskanie” niewielkiego efektu promieniowania na tle wielu innych czynników chorobotwórczych jest bardzo trudne). W rezultacie organy doradcze (jak ICRP, UNSCEAR) nie uznają dowodów za wystarczające do zmiany paradygmatu. Skutkiem tego regulatorzy pozostają przy modelu LNT, traktując go jako ostrożnościowy – ale bezpieczny – punkt wyjścia.

Wpływ konserwatywnego modelu LNT na koszty inwestycji i eksploatacji obiektów jądrowych

Jednym z wymiernych następstw przyjęcia przez dozór podejścia opartego na LNT jest znaczny wzrost kosztów zarówno budowy, jak i eksploatacji obiektów jądrowych. Model ten, wymuszając planowanie dla bardzo szerokiego zakresu możliwych skutków (łącznie z tymi o znikomym prawdopodobieństwie), przekłada się na rozbudowane strefy bezpieczeństwa oraz konieczność utrzymywania gotowości do działań ochronnych na dużą skalę.

Po pierwsze, już na etapie projektowania i lokalizacji elektrowni/reaktorów uwzględnia się potencjalny zasięg oddziaływania awarii. Inwestorzy starają się wybierać lokalizacje odosobnione, by ograniczyć liczbę ludzi mieszkających w pobliżu – co bywa trudne w gęsto zaludnionych krajach. Czasem konieczne jest wykupienie znacznych obszarów ziemi wokół inwestycji jako strefy niezamieszkanej, co zwiększa koszty kapitałowe (CAPEX). Ponadto projekty inżynieryjne muszą przewidywać dodatkowe systemy bezpieczeństwa, by zminimalizować prawdopodobieństwo większych uwolnień – to również podnosi nakłady inwestycyjne.

Najbardziej jednak LNT wpływa na koszty operacyjne (OPEX) poprzez wymagania dotyczące gotowości awaryjnej. Szeroka strefa planowania awaryjnego oznacza, że operator oraz władze lokalne muszą utrzymywać infrastrukturę i zasoby do ochrony potencjalnie bardzo licznej populacji. Przykładowo, dla reaktora MARIA przy strefie ~20–24 km należałoby zapewnić środki ochrony dla ponad miliona osób. W praktyce to znaczy: magazynowanie i dystrybucja odpowiedniej liczby tabletek jodku potasu (profilaktyka przed wchłonięciem radioaktywnego jodu przez tarczycę) dla wszystkich mieszkańców strefy, plany ewakuacji dla dziesiątek gmin, przygotowanie centrów tymczasowego zakwaterowania, transportu, zabezpieczenie opieki medycznej, systemów alarmowania itd. Profesor Kurek szacował, że “taka strefa bezpieczeństwa wokół reaktora oznacza gigantyczne koszty” – konieczność uzgodnień z wojewodą i służbami, przygotowania logistyki oraz zaopatrzenia populacji w środki ochrony. Wskazywał on, że dla promienia 24 km trzeba by zabezpieczyć np. tabletki z jodem dla ponad miliona osób, co obrazuje skalę wyzwania.

Im większa strefa, tym więcej podmiotów trzeba zaangażować w planowanie – w przypadku MARII musiałyby to być nie tylko władze powiatu otwockiego, ale i miasta stołecznego Warszawy (co samo w sobie stanowi ogromne wyzwanie koordynacyjne). Utrzymanie tak rozległego planu awaryjnego to również stałe ćwiczenia, szkolenia służb, aktualizacje procedur, testy systemów alarmowych – wszystko to generuje koszty, które obciążają zarówno operatora, jak i budżet państwa/samorządu. Dla porównania, w USA typowa strefa planowania wokół elektrowni to 10 mil (ok. 16 km) dla bezpośrednich działań oraz 50 mil (80 km) dla kontroli żywności. Gdyby przyjąć podobny standard maksymalnej ostrożności w Polsce, to np. wokół planowanej elektrowni jądrowej nad Bałtykiem należałoby objąć planami cały obszar Trójmiasta i okolic (kilkaset tysięcy mieszkańców) – co pokazuje, że koszty i skomplikowanie przygotowań rosną wykładniczo wraz z promieniem strefy.

Niektórzy eksperci sugerują, że tak ostrożnościowe podejście może być nieefektywne, a wręcz przeciwskuteczne. Oświadczenie międzynarodowej grupy naukowców SARI (Scientists for Accurate Radiation Information) stwierdza wręcz, że „brak konsensusu naukowego prowadzi do nadmiernych kosztów ochrony, która de facto może być nawet częściowo szkodliwa”. Wskazuje się tu na fakt, że społeczne i ekonomiczne konsekwencje utrzymywania rozległych stref (a w razie awarii – przeprowadzania masowych ewakuacji) mogą przewyższać potencjalne szkody zdrowotne, którym próbujemy zapobiec. Innymi słowy, konserwatyzm LNT ma swoją cenę: rozwój energetyki jądrowej staje się droższy i trudniejszy, bo trzeba sprostać bardzo wyśrubowanym wymaganiom bezpieczeństwa, często przekraczającym to, co faktycznie wynika z obserwacji biologicznych dla niskich dawek.

Warto podkreślić, że celem nie jest tu lekceważenie zagrożeń – nawet krytycy LNT zaznaczają, że model ten jest bezpieczny z punktu widzenia zasady ostrożności. Problem w tym, że nadmierna ostrożność może skutecznie zahamować rozwój energetyki jądrowej poprzez windowanie kosztów i zniechęcanie inwestorów. Dlatego coraz częściej pojawiają się apele, by zrewidować naukowe podstawy regulacji – np. zbadać możliwość wprowadzenia modelu progowego dawki (przyznającego, że bardzo małe dawki są pomijalnie nieszkodliwe) albo przynajmniej złagodzić pewne założenia LNT.

Podsumowanie – wnioski z przypadku reaktora MARIA

Sprawa przeciągającego się procesu licencjonowania reaktora MARIA ujawniła szereg problemów, z których na pierwszy plan wysuwają się dwa kluczowe zagadnienia:

(1) Konieczność krytycznego przeglądu modelu LNT w regulacjach bezpieczeństwa jądrowego. Obecne podejście opiera się na bardzo konserwatywnych założeniach, które choć zwiększają margines bezpieczeństwa, równocześnie znacząco podnoszą koszty i komplikacje związane z budową oraz eksploatacją instalacji jądrowych. Jeżeli każdy nawet minimalny poziom promieniowania traktujemy jako groźny, to energetyka jądrowa będzie obciążona kosztami przygotowań na skrajnie mało prawdopodobne scenariusze. Przykład MARII pokazuje, że warto zadać pytanie, czy regulacje nie poszły zbyt daleko w ostrożności, hamując rozwój technologii jądrowych. Coraz więcej ekspertów postuluje rozważenie alternatywnych modeli (np. progowego lub hormetycznego), które mogłyby utrzymać wysoki poziom bezpieczeństwa, ale przy bardziej racjonalnych wymaganiach. Być może potrzebna będzie międzynarodowa debata i nowe badania naukowe, by zrewidować podstawy ochrony radiologicznej – tak, aby zachować ochronę ludzi, a zarazem nie blokować innowacji i inwestycji przez nadmierną ostrożność 

(2) Problemy systemowe polskiego dozoru i zaplecza kadrowego w obszarze jądrowym. Procedury licencjonowania obiektów jądrowych w Polsce okazały się w praktyce niewydolne i zbiurokratyzowane, a instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo – niedofinansowane i niedoinwestowane kadrowo. Przypadek MARII obnażył braki kompetencyjne (luki pokoleniowe, brak następców dla kluczowych ekspertów) oraz niedostatki organizacyjne (opóźnienia w dostarczaniu dokumentacji, słabą komunikację między NCBJ a PAA). W efekcie doszło do sytuacji kryzysowej, która – jak zgodnie stwierdzili senatorowie wszystkich opcji – “jest strzałem w kolano” dla polskiego programu jądrowego. Jeżeli państwo ma ambitne plany budowy pełnowymiarowych elektrowni jądrowych, musi wyciągnąć wnioski z tej lekcji. Czy Polska poradzi sobie z dużo większym i bardziej skomplikowanym projektem, skoro napotkała tak duże trudności przy relatywnie małym reaktorze badawczym? – pytali retorycznie uczestnicy senackiego posiedzenia. To pytanie pozostaje otwarte. Konieczne wydaje się wzmocnienie instytucjonalne dozoru jądrowego (PAA) i zaplecza naukowo-technicznego (NCBJ, uczelnie techniczne), tak aby dysponować odpowiednią liczbą wykwalifikowanych specjalistów i sprawnymi procedurami licencyjnymi zanim ruszy budowa elektrowni jądrowej. Inaczej ryzykujemy opóźnienia, mnożenie kosztów, a w skrajnym razie utratę zaufania społecznego do całego programu jądrowego.

Podsumowując, “awantura o Marię” ujawniła zarazem potrzebę bardziej zrównoważonego podejścia do bezpieczeństwa radiacyjnego, jak i konieczność doskonalenia krajowego systemu regulacji i nadzoru jądrowego. Tylko rozwiązanie obu tych kwestii – naukowo-regulacyjnej i organizacyjno-kadrowej – pozwoli Polsce z powodzeniem rozwijać energetykę jądrową w nadchodzących latach.

Bibliografia:

  1. Ustawa z dnia 29 listopada 2000 r. Prawo atomowe (t.j. Dz.U. 2021 poz. 623 ze zm.).
  2. Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 30 listopada 2020 r. w sprawie rodzajów działań interwencyjnych wprowadzanych w strefie zewnętrznej oraz wartości progowych dla tych działań (Dz.U. 2020 poz. 2247).
  3. Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 25 maja 2021 r. w sprawie planów postępowania awaryjnego w przypadku zdarzeń radiacyjnych (Dz.U. 2021 poz. 1086).
  4. International Atomic Energy Agency (IAEA): “Preparedness and Response for a Nuclear or Radiological Emergency”, IAEA Safety Standards Series No. GSR Part 7, Wiedeń 2015. (Wytyczne MAEA dot. planowania stref awaryjnych).
  5. Jakub Wiech, “Dlaczego reaktor MARIA nie działa? Znamy powody. ‘Nigdy licencji nie dostanie’”, portal Energetyka24.com, 14 maja 2025.
  6. Leszek Cieloch, “Awantura o Marię: ‘Nigdy licencji nie dostanie’”, Portal Otwocki, 15 maja 2025.
  7. Nuclear.pl: “Senat: Kolejne opóźnienia w procesie licencyjnym MARII”, 15 maja 2025.
  8. Portal iOtwock.info: “Reaktor MARIA wciąż nie działa. Przyczyną spór prawny między NCBJ a PAA”, 16 maja 2025.
  9. G. Cravens, “The Power to Save the World: The Truth About Nuclear Energy”, Knopf, Nowy Jork 2007. (Dyskutuje obawy radiacyjne, model LNT i przykłady wysokich dawek naturalnych – m.in. Ramsar w Iranie).
  10. J. Jaworowski, L. Dobrzyński, A. Strupczewski, “Zagrożenia promieniowaniem – fakty i mity”, Politeja, 2006. (Polska publikacja popularyzatorska krytykująca model LNT i opisująca zjawisko hormezy radiacyjnej).
  11. Wikipedia: “Ramsar, Iran” (angielskojęzyczne hasło dot. najbardziej radiacyjnie skażonego naturalnie regionu). Zawiera dane o poziomach promieniowania i badaniach epidemiologicznych w Ramsar.